Trzecie urodziny mojej firmy, czyli będzie dzisiaj o wzlotach, ale i upadkach, bo tych było całkiem sporo.
Miesiąc temu moja firma obchodziła trzecie urodziny. 3 lata temu poszłam do Urzędu Miasta w Chorzowie i zarejestrowałam swoją działalność. Podpis składałam z Marcinem (Mężem mym) i kilku miesięczną Hanią w wózku. Tylko ja wiem, ile razy musiałam zabrać ją (z wyrzutami sumienia) na spotkanie z klientem. I ile razy siedziała mi na kolanach podczas odpisywania na maile i przygotowywania postów. Ile razy zdarzyło mi się płakać w poplamionym dresie, bo chciałam szybciej, lepiej i więcej. Teraz wiem, że wtedy więcej się nie dało.
Pamiętam też, jak podjęliśmy decyzję, że Hania pójdzie do żłobka, bo moja firma to moja praca na cały etat i muszę zająć się nią na poważnie. To był jeden z momentów zwrotnych w rozwoju firmy. Uwolniłam dla siebie i dla firmy kilka godzin w ciągu dnia, a Hania zaczęła nabierać samodzielności. Obu nam wyszło to na dobre. Bo my mamy już tak mamy, że chcemy pogodzić ze sobą wszystko. A wszystkiego się po prostu nie da. Teraz Hania jest przedszkolakiem, a ja pracuję od 8:00 do 15:00 i chyba mogę w końcu powiedzieć, że udało nam się wypracować jakąś rutynę. Zaczynam więc też nieśmiało planować kolejne kroki w rozwoju firmy. Czekałam z nimi. Bo zawsze najpierw będę Mamą i Żoną, a dopiero później #GirlBoss.
Jak to się zaczęło? Dwa miesiące po porodzie stanęłam w kuchni i powiedziałam do mojego Męża. Wiesz, co? Ja chyba nie chcę wracać do pracy. Chcę prowadzić profile w social mediach dla małych firm. Chcę brać za to pieniądze. Co zrobił Marcin? Najlepsze co mógł zrobić. Powiedział, OK DZIAŁAJ! Dzisiaj, on to druga połowa tej firmy. Ta połowa, która robi bardzo dużo, a której nie widać.
Żeby było jasne – nie miałam ani złotówki na rozwój firmy. Miałam starego laptopa i całkiem dobry internet.
Założyłam swój FP (ludzi ile ja wtedy myślałam nad nazwą i wymyśliłam SOCIAL MEDIA NA WYMIAR – tak wiem, na wymiar to może być garnitur), dopieściłam od A do Z. Tak jak planowałam dopieszczać profile swoich przyszłych klientów. I zaczęłam pisać posty. Pierwsza klientka trafiła do mnie z polecenia i jest ze mną do dziś – uznaję to za wielki sukces. Mogę, prawda? 🙂 Pamiętam, że kolejni też trafiali do mnie z polecenia. Jeden zadowolony klient przyprowadzał ze sobą następnego. Część z nich odeszła. I świetnie radzi sobie w social mediach beze mnie. Dużo czasu zajęło mi zaakceptowanie tego faktu. O każdego klienta dbam najmocniej jak potrafię. Ale nie każdy zostaje.
Na szczęście znakomita większość zostaje na dłużej, o kilku mogę powiedzieć już – zostaje na lata. Dostaję od nich regularny feedback i wiem, że dobrze wybrałam. Wybrałam firmę i social media, a nie inną ścieżkę rozwoju zawodowego.
W chwili, kiedy piszę ten post na pokładzie Lelkovej (po pierwszej nazwie firmy zostało ze mną tylko logo) jest 20 klientów, którzy mają wykupione stałe współprace miesięczne. Ja od września dodatkowo udzielam konsultacji online, robię audyty i piszę strategie rozwoju. W ofercie firmy pojawiło się tworzenie stron internetowych. W planach mam o wiele więcej.
Jest w miarę stabilnie. Czy to mi wystarczy? Oczywiście, że nie. Ale ten wpis pomógł mi spojrzeć na wszystko z góry. Na drogę jaką przeszłam i na masę pracy jaką w to wszystko włożyłam (włożyliśmy). Pamiętam miesiące, kiedy drżałam o ZUS i VAT (a wtedy jeszcze księgowa wysyłała mi SMSY z tzw. „małym ZUSEM”). Teraz nie ma już oporów i śle ten pełny! 😉
Żałuję, że nie mam jakiegoś magicznego licznika postów, który powiedziałby mi teraz ile napisałam ich przez te 4 lata. W social mediach działam dłużej niż istnieje moja firma. Był krew, post i łzy. Było zwątpienie. Była frustracja. Na szczęście cały czas był też rozsądny Mąż, który powtarzał wtedy jak mantrę – RÓB SWOJE! Nie, żeby nie miał racji, bo oczywiście miał i wyszło na jego. Ale ludzie, jak on mnie tym potrafił wkurzać! Nomen omen nadal to robi. A ja faktycznie dzień po dniu, z uporem maniaka po prostu robię swoje.
Było też dużo radości. Dzikiej satysfakcji po każdej pozytywnej opinii jaką dostałam od klienta. Dużo zmęczenia, ale na szczęście więcej tego pozytywnego. 80% klientów mojej firmy to kobiety, które są kreatywne, przedsiębiorcze i walczą o swoje. A ja mam szczęście się od nich uczyć i wymieniać doświadczeniami. Mężczyźni są inni i inaczej prowadzą swoje biznesy. A ja z przyjemnością się im przyglądam i wyciągam wnioski.
Naprawdę mam szczęście do nawiązywania współprac. A może to mój talent i nie powinnam go sobie odmawiać?
Miało być krótko i konkretnie. Wyszło długo i sentymentalnie. Bardzo jestem ciekawa co przede mną. W kalendarzu mam już wpisane plany i cele na przyszły rok. Trzymaj za nie kciuki, dobrze?
Na koniec mój mały sukces, którego możesz być częścią. Zapraszam Cię do zamkniętej grupy na FB!